niedziela, 22 lutego 2015

Odcinek 13: pechowa trzynastka oraz Why Klucha Cried

Jako zadeklarowanej racjonalistce nie wypada mi wierzyć w żadne przesądy, jednak do trzynastki zawsze warto podejść z lekką nieufnością albo chociaż nie spuszczać jej zbyt łatwo z oka. I nie pomyliłam się - pisanie notki numer 13 wcale nie przyszło mi tak łatwo. Już wczoraj, przy pierwszym do niej podejściu, na chwilę straciłam czujność i zrobiłam sobie przerwę na kolację. Do pisania już nie wróciłam. Do tej pory sądziłam, że najgorsze co może mi się przytrafić przy gotowaniu jajka to pęknięta skorupka - wystarczy za mocno wrzucić nieszczęśnika do wody i potem nie za bardzo wiadomo co zrobić z takim małym mutantem, hemoroidem czy cokolwiek innego ci to przypomina. 

Autor bloga, na którym znalazłam to zdjęcie, pyta swoich czytelników:
 "
Does that look like the Virgin Mary trying to burst out of that egg to you?"
Jednak życie zweryfikowało wczoraj moje poglądy na ten temat. Okazało się bowiem, że najgorszą rzeczą jaka może przydarzyć się podczas gotowania jajka jest pęknięty zbuk. Nie żartuję. Kumulacja kulinarnego pecha w pełnej odsłonie. Gdyby kulinarni nieudacznicy mogli mieć swojego patrona, to ja zgłaszam się na ochotnika jako pierwszoligowa męczennica. Chciałam nawet zrobić zdjęcie, bo sama nie wierzyłam jak niesamowicie wygląda garnek pełen wrzącej wody, z którego wydobywa się zielona piana i kłęby pary, ale niestety byłam zajęta sprintem trzy piętra w dół, żeby jak najszybciej unicestwić to cholerstwo. Podejrzewam, że mniej więcej tak mógł wyglądać i cuchnąć Eliksir Wielosokowy albo Wunschpunsch; jak widać nie trzeba mieć nadprzyrodzonych zdolności, żeby go wyprodukować we własnej kuchni.

Czy taki wypadek przy pracy to dobry powód do płaczu? Wyjątkowo okazało się, że nie. Wyjątkowo, bo nie z takich powodów się płakało. 

Znacie może Why Kids Cried? Ja ostatnio poznałam i zachwyciłam się bezgranicznie, co najmniej z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że po wielu latach usilnego odpychania od siebie myśli o ewentualnym posiadaniu potomstwa w końcu obudził się we mnie instynkt macierzyński, a jak już to na całego. Uwielbiam dzieci i najchętniej wszystkie bym przygarnęła i przytuliła do serducha, tak mnie fascynują i rozczulają wszystkie te skrzaty. Drugi - pomyślałam całkiem serio, że gdyby ktoś zaczął cykać mi fotki i archiwizować wszystkie moje powody do płaczu to też mógłby powstać z tego fanpage. 
Dokładnie tak samo reaguję na zbyt bliski kontakt ze wszystkimi latającymi paskudztwami.
Why Klucha Cried? Oto losowo wybrane sytuacje, w których ostatnimi czasy zakręciła mi się łezka w oku:

♦ Skończył mi się zmywacz, ale przecież to żaden problem! Rach-ciach, ubieram się i biegnę do Rossmanna, którego szczęśliwie mam tuż pod nosem. Ale na tym szczęście się kończy, bo przecież mam niecałe 160 cm wzrostu, a zmywacze stoją na najwyższej półce. A tak naprawdę jedyna ostatnia buteleczka, na dodatek złośliwie wsunięta w sam kąt. Kręcę się bezradnie i wpatruję w cholerny zmywacz, jakbym chciała siłą woli sprowadzić go do swojego koszyka (Accio, zmywacz!). Nie działa. Znowu mam siedem lat i muszę poprosić tatę o pomoc w ściągnięciu czegoś z półki. A właściwie nie tatę, tylko jakiegoś obcego faceta. Ej, to naprawdę upokarzające! 

♦ Siedzimy sobie przy nietanim whisky (bo wreszcie jest taka okazja, że można napić się czegoś lepszego niż golden szczoch za trzy dyszki z Tesco), iPad leży w patelni i ktoś nagle stwierdza, że można pośpiewać. Komuś przypomina się również, że lubi jak to ja śpiewam i najlepiej Jolkę, a ja przecież nie odmawiam, bo to taka dobra piosenka, nasza piosenka. Mylę tekst. Sympatyczny z Nałogami śmieje się, że nie znam tekstu i mówi, że będzie ode mnie więcej wymagał. Ej, a mi naprawdę pęka serduszko! 

♦ Jestem w łazience, szykuję się do wyjścia, bardzo się spieszę; wszystko miało być perfekcyjnie i na czas, bo pierwszy dzień w pracy to już wystarczająco dużo stresu jak na jeden dzień. Nagle, tuż za moimi plecami rozlega się najprawdziwsze w świecie krakanie. Rozglądam się we wszystkie strony, nauczona doświadczeniem, że wredne ptaszyska potrafią wpaść do mieszkania, zwłaszcza na ostatnim piętrze. Niby nic nie widać, ale wpadam panikę; już nic nie jest tak ja być powinno, zwłaszcza, że cholerstwo nie przestaje stukać i krakać, a ja nie umiem go namierzyć. Uciekam z łazienki, zatrzaskuję drzwi i odważę się je otworzyć dopiero 12 godzin później, jak już wrócę z pracy. Ej, to naprawdę było przerażające! 

Teraz już wiecie o mnie wszystko, jestem obrażalska, znerwicowana i przewrażliwiona. Teraz spokojnie możecie przestać mnie lubić. Będę miała jeszcze jedną historię do opowiedzenia w innym odcinku cyklu Why Klucha Cried

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz