Taka już bywam antysystemowa i postępowa (właściwie nie wiem, kiedy i dlaczego to słowo w języku polskim nabrało negatywnego znaczenia, bo w swej naturze postęp to dla mnie bezsprzecznie coś dobrego), że większość tradycji, czy to naszych rodzimych, czy też zapożyczonych zza oceanu, po prostu mnie mierzi. Jednak tak naprawdę to moje negatywne nastawienie do świąt i zwyczajów wszelakich nie wynika z nieprzemijającego okresu buntu czy też hipernowoczesnego podejścia do rzeczywistości, a raczej z ich nachalności i straszliwej płycizny emocjonalnej i intelektualnej. Bo chodzi w tym wszystkim tylko o to, żeby ludziom dać pretekst.
Ach, preteksty, to świetny temat na tekst. Już nawet kiedyś taki napisałam. Niemalże równo trzy lata temu, na pewnym blogu, którego jestem współautorką (choć blog aktualnie w fazie spoczynku), pisałam tak:
"(...)Nie wiem czy zauważyliście, ale ludzie, niezależnie od tego za co się zabierają, zawsze potrzebują jakiejś dodatkowej motywacji, czegoś bardziej przekonującego niż własne chęci czy ambicje. Czy jest to kwestia lenistwa czy braku odwagi? I czy przypadkiem wszystkie święta, które przyzwyczailiśmy się obchodzić nie są tylko p r e t e k s t e m do robienia rzeczy, których na co dzień raczej byśmy się nie podjęli? Ewentualnie mogą być także wymówką(...). Dajmy na to - Walentynki. Dla par - idealny dzień, żeby skupić się tylko i wyłącznie na sobie, poudawać, że w jeden dzień w roku można nadrobić pozostałe 364. Dla singli - cudowny pretekst, żeby ponarzekać na swoją samotność, pozajadać się czekoladą przy łzawych filmach(...), Dla tych w ukryciu wzdychających do kogoś - najlepszy pretekst, żeby wyznać komuś co się czuje. A taki Tłusty Czwartek? Cóż za cudowna okazja, żeby poopychać się słodyczami i jeszcze wmawiać wszystkim dookoła, że w magiczny sposób wszystkie kalorie spożyte tego dnia rozpływają się w powietrzu i nie ma szans, żeby cokolwiek poszło w biodra(...). Boże Narodzenie? - dobry pretekst, żeby ze wszystkimi się pogodzić, zrobić ogromne zakupy i przez trzy dni bez wyrzutów sumienia nie wstawać od stołu(...). Dzień Pizzy, Dzień Piwa, Dzień Czekolady? - Czy muszę coś dodawać? Dzień Całowania, Przytulania, Seksu?
Do czegokolwiek potrzebujecie pretekstu - na pewno gdzieś znajdzie się święto odpowiadające Waszym wymaganiom. Więc śmiało! Do dzieła. Gdy tylko ktoś z Was poczuje, że koniecznie musi coś zrobić, ale zbyt mało ma na to odwagi czy chęci, zaraz ogłosimy jakiś losowo wybrany dzień Świętem. Przecież nam wolno! Nawet bez żadnego pretekstu."
Miło odkryć, że przez trzy lata nie tak bardzo się zestarzałam i wciąż na pewne rzeczy patrzę podobnie. Jasne, że możesz namiętnie celebrować wszystkie wymienione wyżej święta. Może nawet będzie fajnie. Ale wiesz co jest fajniejsze? Umieć bezkarnie kochać się i wpieprzać słodycze na co dzień, bez jakiegoś specjalnego pretekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz