poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 20: podrap po pleckach, czyli dlaczego bycie kotem jest fajne, ale nie pomoże Ci w znalezieniu pracy

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że zupełnie nie jestem typem kociary. Ba, w ogóle ze zwierzętami nie łączą mnie szczególnie bliskie relacje. Ostatnie moje własne zwierzątko pożegnałam jakoś w piątej klasie podstawówki (RIP Kuleczka, chomik wielkości sporej świnki morskiej, który lubił sobie spieprzyć z klatki i pomieszkać parę dni pod podłogą, a do tego wszystkiego osiwiał i tyle go było); jakiejś 1/5 zwierząt się boję, 2/5 się brzydzę, a pozostałe raczej średnio komponowałyby się w kawalerce. Zdecydowanie bardziej od zwierzaków wolę dzieci i tego się będę trzymać. 

Jednak koty to trochę inna sprawa. Lubię je na chwilę, ale im nie ufam; czasami wezmę na kolana, ale obawiam się, że one od razu wyczuwają moją niepewność; niekoniecznie chciałabym mieć swojego w domu, ale za to bardzo im zazdroszczę. Bo co by o kotach nie mówić, to życie mają przednie

Dlaczego?
Bo spanko. Dużo spanka, w dowolnym miejscu i czasie. Wszystkie pozycje dozwolone i nikt nie ma prawa twierdzić inaczej. Niezależnie czy mam ochotę położyć Ci się na kolanach, klawiaturze, telewizorze, krześle czy głowie; musisz to zaakceptować i poczekać aż mi się znudzi. 
Bo drapanko. Drapanko z głaskankiem, głaskanko z miziankiem i inne konfiguracje. Jestem kotem, więc nawet nie muszę się o nie prosić, każdy rozsądny człowiek wie co ma robić. Koniec z błaganiem "podrap po pleckach"; teraz wystarczy tylko ganiące pacnięcie łapką. 


Bo jedzonko. Podsuwane prosto pod nos o regularnych porach i w rozsądnych porcjach. W razie jakiegoś ludzkiego błędu, jako kot mam prawo do wyrażenie swojego niezadowolenia znaczącym prychnięciem, syknięciem lub (ponownie) ganiącym pacnięciem łapką. 
Bo jeszcze więcej spanka, drapanka i jedzonka. 
O tak, zdecydowanie ze wszystkich zwierząt na świecie, chciałabym być właśnie kotem. 

Kiedy już przeanalizowałam tę sprawę dogłębnie i ostatecznie podjęłam decyzję o zostaniu kotem, pomyślałam, że przy wszystkich zaletach takiego stanu rzeczy, istnieje też pewna wada tego wyboru. 

Wyobrażam sobie rozmowę o pracę. Wchodzę do absurdalnie małego pomieszczenia przypominającego pokój przesłuchań. W środku trzy krzesła, jeden stół, tablica z mazakami. Brakuje tylko lampki nachalnie skierowanej prosto w moją twarz. Siadam, zakładam nogę na nogę, na stół rzucam teczkę. W środku moje absolutnie imponujące CV. Na nogach całkiem eleganckie i całkiem niewygodne buty. Sukienka prosto odebrana z pralni, a żakiet dodaje animuszu i lat; z resztą tak samo jak czerwona szminka. Profesjonalnie do bólu nakreślam swoją ścieżkę kariery, czuję się zwycięzcą, jestem zwycięzcą, szef działu HR pogwizduje z uznaniem. Nieskromnie godzę się z myślą, że ta praca już jest moja. I nagle, jak grom z jasnego nieba, pada zupełnie niepoważne pytanie: Jakim zwierzęciem chciałaby Pani być? 
Kotem.
[tu następuje gonitwa myśli: przecież nie powiem, że kotem. koty są dzikie, ale leniwe. koty harcują w nocy, a pół dnia przesypiają. koty nie potrafią pracować w grupie. koty są strasznie słabe w obsłudze kserokopiarki. koty nie jeżdżą na integracyjny paintball, bo wcale nie lubią się socjalizować.]
Kotem.
A dlaczego kotem? 
[tu następuje gonitwa myśli nr 2: jak już mam być tym kotem to muszę wybrać sobie jakąś strategię przetrwania. rzucić się na niego z pazurami czy wejść pod stół i zacząć miauczeć?]
Miau.

PS Podobno najczęściej udzielaną na to pytanie odpowiedzią jest osioł. Drugie miejsce zajmuje świnia. A przynajmniej tak wynika z moich (nie)wieloletnich obserwacji rynku pracy. 
PPS Jak kiedyś się na Was obrażę to pamiętajcie, że wystarczy wysłać delegację, która podrapie mnie po pleckach. Zawsze pomaga, Sympatyczny może potwierdzić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz