Zwykły poniedziałkowy wieczór w dużym mieście. Jadę sobie warszawskim autobusem linii 180, z nosem przyklejonym do szyby (metaforycznie, bo w praktyce nie odważam się na tak bliski kontakt z żadnym pojazdem komunikacji miejskiej). Jest to podróż długa i nużąca (mogłabym ją przyspieszyć przesiadając się kilkakrotnie, ale jak już po 25 minutach marznięcia na przystanku udało mi się zająć miejsce siedzące w cieplutkim autobusie to nie bardzo widzi mi się ryzykować zmianę tego stanu rzeczy), więc umilam ją sobie kontemplacją tego, co dzieje się za szybą. A najciekawiej oczywiście jest w korku. Można wtedy na spokojnie poobserwować ludzi z sąsiednich autobusów albo z powoli sunących obok aut.
Taksówkarz ledwie wyrzucił jednego papierosa przez okno, już odpala następnego i siedzi zirytowany w kłębach dymu, nerwowo uderzając palcami o kierownicę. Pan Korposzczur rozluźnia krawat i wierci się niespokojnie na przetartym siedzeniu swojego służbowego auta, jednocześnie walcząc z systemem głośnomówiącym albo z kimś kto znajduje się na linii. Młoda (jak na dzisiejsze standardy) matka usiłuje zmienić pas i w tym samym czasie próbuje okiełznać swoje pierwsze, jedyne i prawdopodobnie ostatnie dziecko, bo przecież już czterdziestka na karku, a obiecywała sobie, że przed trzydziestką będzie miała trójkę.
I wreszcie są też oni, typowa parka powoli zbliżająca się do trzydziestki, zamknięci o chwilę za długo na tak małej przestrzeni, duszą się i syczą na siebie jak dwa koty. A porównanie do zwierzaków nie jest tutaj przypadkowe, gdyż dziewczyna od stóp do głów ma na sobie różne zwierzęce motywy. Ona trzyma ręce kurczowo zaciśnięte na piersiach, głowę wykręciła tak bardzo w prawą stronę, że jutro na pewno nie będzie mogła poruszać szyją. Od czasu do czasu kieruje się tylko jego stronę, wycedza przez zęby jak bardzo zniszczył jej już (do wyboru) życie/wieczór/wakacje/tydzień/urodziny/imieniny/owulację, po czym z powrotem odwraca się od niego, jakby patrzenie w jego kierunku przyprawiało ją o mdłości. On nie pozostaje jej dłużny; agresywnie uderza to w kierownicę, to w deskę rozdzielczą, pluje w jej stronę jadem, chwyta się za głowę i oddycha ciężko. Najchętniej by nią potrząsnął albo kazał jej wysiąść.
|
Nie mam pojęcia o co się pokłócili. Czy on znowu jej nie posłuchał, pojechał po swojemu i przez to utknęli w głupim korku? Czy ona znowu przejrzała jego wiadomości, chociaż sama sobie obiecała więcej tego nie robić, a teraz nie może znieść myśli, że on znowu rozmawiał ze swoją byłą? A może ona uważa go za nieudacznika, on ją za histeryczkę i właściwie od roku łączy ich tylko wspólne mieszkanie, pies albo kredyt? A jakie to ma znaczenie? No właśnie nie ma. To znaczy, powód nie ma znaczenia, ale już skutki mogłyby mieć Nie mam na myśli tego, czy po powrocie do domu on się spakował i pojechał pomieszkać u kumpla albo czy seks na zgodę wystarczył i zjedli razem dobrą kolację. Problem w tym, że gdy samochody wreszcie ruszyły, on był już tak zdenerwowany, że w przeciągu kilkunastu sekund zdążył niemalże wjechać w samochód przed sobą, a następnie, przy zmianie pasa, zajechał drogę innemu, też cudem unikając wypadku. Powiecie: "to nic takiego, zdarza się", ale nie wiadomo jak mogła albo jak skończyła się (tfu,tfu) ich podróż.
Tak już jest, że prowadzenie samochodu i dzielenie drogi z innymi jej użytkownikami bywa stresujące i uciążliwe. Najspokojniejsi z ludzi potrafią stracić nad sobą kontrolę i rzucać kurwami na lewo i prawo. Odkąd popularne stały się samochodowe kamerki, w Internecie aż roi się od filmików, w których kierowcy posuwają się nawet do rękoczynów. Całe szczęście j e s z c z e do siebie nie strzelamy, ale to powinno dać nam do myślenia, że warto nauczyć się wreszcie panować nad emocjami. Na drodze pełno jest niebezpieczeństw, pułapek i innych idiotów, więc nie dokładajmy sobie więcej i nie stwarzajmy dodatkowych zagrożeń.
A jeśli nie chciało Ci się przebrnąć przez cały ten tekst to zapamiętaj tylko te słowa:
Nie kłóć się w aucie, palancie.
Bo w najlepszym wypadku ktoś wyśmieje Cię na swoim blogu. A w najgorszym... Z resztą sam powinieneś już wiedzieć.