wtorek, 26 maja 2015

Odcinek 31: dlaczego Twój facet ucieka z krzykiem, gdy proponujesz mu wspólne mieszkanie

*Partner czy partnerka, konkubent czy narzeczona... Albo ktokolwiek inny z kim planujesz wspólną przyszłość lub względnie regularnie lądujesz w łóżku. 

Masz te swoje dwadzieścia, a może nawet trzydzieści kilka lat. W związku od jakiegoś roku, może nawet trzech. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spada na Ciebie pewna myśl:

A może by tak razem zamieszkać? 

Szybko przywołujesz się jednak do porządku, w końcu jesteś silną i niezależną kobietą, w dodatku niemalże na swoim. Co Ci się będzie pędrak jeden panoszył po mieszkaniu i skarpety po kątach rozrzucał. Porzucasz więc ten pomysł, starasz się żyć po swojemu, ale natrętna myśl nie daje Ci spokoju i wraca jak bumerang. Mijają tygodnie, miesiące, powoli godzisz się z tym, że taka kolej rzeczy, że nie ma co się bać i chować głowy pod poduszkę. Układasz więc w myślach mowę motywacyjną, skradasz się na paluszkach i pytasz nieśmiało: 


Kochanie, a może byś tak się do mnie wprowadził?

On zamiera, blednie, poci się. Wierci się jak w ukropie, z przerażeniem rozgląda się po kątach, całe jego ciało wzywa pomocy. Nagle podrywa się i ucieka z krzykiem. No ładnie, to się porobiło. Ale właściwie... Dlaczego?! 

Bo prawdopodobnie śmiertelnie przerażają go niesamowite ilości Twoich włosów, które gubisz codziennie, niezależnie od pory roku i Twojej gospodarki hormonalnej. Włosy te występują pojedynczo, owijając się wokół różnych przedmiotów oraz części ludzkiego ciała (jeśli jesteś mężczyzną to prawdopodobnie wolisz nigdy nie dowiedzieć się jak to jest obudzić się rano w kobiecej pościeli i odkryć takiego delikwenta owiniętego wokół... o tak, dobrze myślisz, właśnie tam i podobno boli), czasami zdarza im się też dobierać w grupy i tworzyć takie oto formy życia: 


Włosy lubią także wchodzić do buzi, wpadać do jedzenia oraz przyczepiać się do swetrów i marynarek. Nie można też zapomnieć o przyjemności, której doświadcza się śpiąc w towarzystwie mokrych włosów, a zwłaszcza dostając mokrym warkoczem w twarz. 

W skali straszności wysokie miejsce zajmuje również kuchnia eksperymentalna: o ile sporadyczny kontakt z Twoimi kuchennymi wyczynami jest jeszcze do zniesienia, to już jedzone codziennie szpinak, warzywa na patelnię czy tosty mogą wzbudzać pewne wątpliwości. A nie daj zbuk, najdzie Cię jeszcze ochota na jakieś kuchenne innowacje czy (tfu, tfu) dietę. Raz czy dwa można przecierpieć, ale ile można udawać, że jest się fanem wegańskich surowych dań detoksykacyjnych? 


Zanim ktoś się pogniewa, już spieszę z wyjaśnieniem: bez wątpienia w komplecie ze wspólnym zamieszkaniem musi występować też rozsądny podział obowiązków. Ale co, gdy dotychczasowy współlokator Twojej drugiej połówki bije Cię na głowę w większości prac domowych, zwłaszcza na polu szeroko rozumianej gastronomii? 

Z kolei z rzeczy nie tyle przerażających co irytujących, wysoka lokata przypada porannej toalecie i warczącej s u s z a r c e. Naukowcy donoszą, że 80% dorosłych mężczyzn ostatni raz z suszarki korzystało mniej więcej w czasach obowiązkowych zajęć na basenie w gimnazjum lub pod koniec podstawówki. Nie można się więc dziwić, że kontakt z tym urządzeniem po latach, zwłaszcza w godzinach porannych, wywołuje w nich silne poczucie zagubienia, frustracji i niedowierzania.

Idź mnie z tą wichurą! 
Wspólna toaleta wiąże się też z drobnymi nieporozumieniami o sposób wyciskania pasty do zębów, kierunek wieszania rolki papieru toaletowego, a także z traumatycznym odkryciem, że dziewczynki robią kupę, taką prawdziwą, gorszą niż jego własna. Chociaż jeśli Twój mężczyzna do tej pory naprawdę łudził się, że jest inaczej, a papier odwieszony listkiem do ściany wywołuje u niego wysypkę, to chyba lepiej zapomnieć o tym wspólnym mieszkaniu. I o tym mężczyźnie też. 

Wśród innych powodów, przez które Twój partner ucieka z krzykiem, gdy tylko napomykasz o zamieszkaniu razem są również tak kluczowe kwestie i możliwe niedogodności jak: segregacja śmieci, jeśli nie wierzy w recykling, brak miejsca parkingowego, jeśli w ogóle posiada samochód, brak balkonu, jeśli pali, brak pewnej telewizji satelitarnej, jeśli jest fanem piłki nożnej, brak innej pewnej telewizji satelitarnej, jeśli od futbolu preferuje siatkówkę, brak sklepu nocnego w najbliższej okolicy, jeśli późnym wieczorem lubi sobie skoczyć po piwko, czy też wanna, gdy on woli prysznic. 

A gdy skończy się już ta długa lista strachów i możliwych nieszczęść, chyba nie zdziwisz się, gdy na odchodne doda: 
To chyba nie najlepszy pomysł, nie?

Sama się zdziwisz, ale przytakniesz przytłoczona nawałem nieuświadomionych wcześniej hipotetycznie możliwych wad wspólnego mieszkania. Zdziwisz się jeszcze bardziej, gdy przypomnisz sobie, że mimo tych wszystkich przerażających konsekwencji, wciąż istnieją na świecie ludzie, którzy odważają się podjąć takie ryzyko. A gdy już to wszystko przemyślisz, złapiesz się za głowę, obleje Cię zimny pot, a potem poderwiesz się... i uciekniesz z krzykiem. 

2 komentarze:

  1. W zasadzie takie dylematy mogą dotyczyć mieszkania z kimkolwiek. Może Ci się wydawać, że kogoś znasz, ale kiedy zaczynacie razem mieszkać nierzadko dana osoba pokazuje nową twarz. Taką, którą niekoniecznie chcemy zaakceptować. Ja na przykład mieszkam z koleżanką z roku. Naprawdę, ale to do szpiku kości mam jej dość. A pomyśleć, że wcześniej się lubiłyśmy...
    Zapraszam do mnie, dodałam Cię do linków :) Blog wprawdzie dopiero w budowie, ale miejmy nadzieję, że się rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za dodanie, chętnie zobaczę, co ciekawego powstanie u Ciebie :)

      zdecydowanie zgadzam się, że czasami, by kogoś znienawidzić wystarczy z tą osobą zamieszkać. pod tym względem mieszkanie z osobą, z którą się kocha jest jednak odrobinę prościej - ja uparcie wierzę, że miłość przysłania pewne niedogodności z tym związane :)

      Usuń