piątek, 31 lipca 2015

Odcinek 38: mój facet jest kimś więcej


Studentem, lekarzem, kosmitą, kochankiem Twojej babci, nauczycielem salsy czy przyjacielem Madonny? Co tak naprawdę wiesz o swoim facecie? Kim więcej jest Twój Facet? Oczywiście oprócz bycia Twoim Facetem. 
Ależ oczywiście, kochanie. Twój Facet jest dla Ciebie przede wszystkim Twoim Facetem i generalnie w tej roli powinien zawierać się też cały szereg pomniejszych funkcji i zastosowań. Przede wszystkim to jednak nie to samo co tylko i wyłącznie. Przyrządź więc sobie odchudzający koktajl z selera, wytnij skórki, trzaśnij maseczkę poprawiającą koloryt skóry, usiądź wygodnie na taborecie we wnęce kuchennej i odpowiedz sobie na zajebiście ważne pytanie: 
Kim więcej jest dla Ciebie Twój Facet? 
A jeśli nie jesteś  do końca pewna jak się do tego zabrać, to pozwól, że Ci pomogę. Bo ja już wiem, że Mój Facet jest kimś więcej niż tylko Moim Facetem. 

Big Brother
Tak się jakoś życie potoczyło, że urodziłam się jako pierwsze dziecko w rodzinie. Szanse posiadania starszego rodzeństwa były więc bliskie zera i jak dotąd nie wyszła na jaw żadna rodzinna tajemnica o moim zaginionym starszym bracie czy nieślubnej starszej siostrze. Zawsze jednak zazdrościłam trochę koleżankom, które od dzieciństwa miały dostęp do wiedzy szkolnej, psychologicznej, anatomicznej czy sportowej, zawsze z pierwszej ręki. Jako dodatkowa zaleta jawiła mi się też możliwość przebywania ze znajomymi (nie oszukujmy się, zwłaszcza kolegami) owego starszego rodzeństwa, chociaż nie powiem, sama nie raz skorzystałam z uprzejmości i zaproszeń koleżanek i stąd wzięła się też moja znajomość z Sympatycznym. 

W każdym razie, może właśnie przez wzgląd na naszą nieco specyficzną na początku relację i delikatną różnicę wieku, czasami mam wrażenie, że Mój Facet jest nie tylko Moim Facetem, ale bywa także starszym bratem. Tak oto w wieku lat dwudziestu po raz pierwszy łowiłam ryby, nauczyłam się grać w karty, dowiedziałam się dlaczego mężczyźni jednak czasami siadają do sikania i odkryłam dlaczego po powrocie z boiska skarpetki albo wyrzuca się na balkon albo wyrzuca się w ogóle. Nigdy wcześniej nie miałam też okazji tak regularnie uczestniczyć w bitwach na poduszki i walkach na łaskotanie, jak dzieci!

Teraz pozostaje tylko nie stać się upierdliwą młodszą siostrą. I nie skarżyć na siebie rodzicom.

MasterChef
Jakoś mniej więcej do zeszłego miesiąca pozostawianie mnie samej w kuchni było posunięciem delikatnie mówiąc ryzykownym, a i teraz, choć staram się i oswajam ze środowiskiem kuchennym, wiele w mojej kulinarnej wiedzy braków i nieścisłości. Gdy jednak nachodzi mnie jakaś wątpliwość, na przykład: czy ten ogonek w tym warzywku to w ogóle jest jadalny?, wtedy wiem, że zawsze mogę wykonać jeden telefon i skonsultować się z bardzo sympatycznym specjalistą... 

Sympatyczny z Nałogami to bowiem kucharz-samouk pierwszej klasy i posiada dwie cechy, których mi w kuchni brakuje najbardziej: doświadczenia i intuicji. Ryba w porach? Jasne, choćby jutro. Polędwiczki w pieprzu? Nie ma sprawy, skoczysz po folię? Zostały nam truskawki? Zrobimy kompot i dżem. Tak więc do pewnego momentu to on zajmował się wyżywieniem naszej nie-rodziny, a mi w udziale przypadała rola plączącej się pod nogami asystentki, której można było zlecić wyciśnięcie czosnku albo obranie ziemniaków. 

Wprawdzie ostatnio to głównie ja gotuję, ale nie zamierzam zapomnieć o tym sympatycznym talencie kulinarnym. W końcu jeszcze nie wiadomo czy któreś i które z nas nie zostanie kiedyś kurą/kurem domowym

Trust him, he's an Engineer
Jak już jesteśmy przy rzeczach, do których ja ze względów bezpieczeństwa staram się nie dotykać, to warto wspomnieć o wszelkiego rodzaju urządzeniach i konstrukcjach, których obsługa wymaga chociaż minimalnej znajomości zasad fizyki czy matematyki. Ale spokojna głowa, póki co niczego sama nie muszę składać, podłączać ani programować, gdyż pod ręką mam dyplomowanego inżyniera. A wiecie kto to jest inżynier? To taki człowiek, który z kawałka sznurka, drutu, deski do krojenia i dwóch ołówków skręci Ci półkę, a z poduszki, gwoździa, taśmy klejącej i miksera zrobi Ci fotel do masażu.


Best Friend
Brzmi trochę nędznie i oklepanie, jak żywcem wyjęte z poradnika dla nowożeńców: Twój partner Twoim najlepszym przyjacielem, ale jest to życiowa prawda, której powinni uczyć w każdym gimnazjum, zamiast twierdzenia Pitagorasa i metody kalendarzykowej:
Nie da się stworzyć udanego związku z kimś, kogo się nie lubi.
Nawet jeśli się go szalenie kocha.
Przemyśl dobrze to, co właśnie przeczytałeś/przeczytałaś. I przyznaj mi rację, byle szybko. 
Tak czy siak, ja tam swojego Sympatycznego z Nałogami lubię. Nawet bardzo. Może wręcz za bardzo. Prowadzi to bowiem czasami do sytuacji patowych. Dlaczego? 

Na przykład dlatego, że nie możemy się jak normalna zdrowa para pokłócić. To znaczy możemy, jasne, że tak. Tylko, że po pięciu minutach od strzelenia modelowego focha pierwsze, co mam ochotę zrobić to opowiedzieć o wszystkim i pożalić się... Sympatycznemu. Staję więc przed ciężkim wyborem pomiędzy byciem konsekwentną i upartą, a byciem przytuloną i podrapaną po pleckach na zgodę. Zgadnijcie, co zazwyczaj wybieram.


W sumie żalenie się Sympatycznemu na Sympatycznego bywa zabawne, trochę jakby było ich dwóch. Czasami jednak zastanawiam się, co by było, gdyby wywinął mi jakiś poważny numer. Bo chyba dość ciężko w takiej sytuacji jednocześnie skarżyć się, wypłakiwać w ramię, pytać o radę i gołymi rękami dusić delikwenta?

Tak jak prawdziwi BFF czy inne bae, mamy też cały komplet swoich własnych powiedzonek i gier, których zasady rozumiemy tylko my. Zdecydowanie moją ulubioną jest....

 Znajdź lokal na wesele, którego nigdy nie będzie 
Już zaraz wyjaśnię co to za zabawa, bo dlaczego wesela nie będzie powinniście już wiedzieć stąd

Gra ta polega więc na tym, że przemieszczając się po naszym pięknym kraju, niezależnie od środka transportu, wypatrujemy po drodze najbardziej kusząco-absurdalno-nonsensownych miejsc, w których można zorganizować wesele. Bywają to hotele w stylu jedno oko na rococo, drugie oko na Maroko, ośrodki wypoczynkowe pamiętające wczesnego Gierka, zajazdy dla tirowców i baraki pod dumnym szyldem Sala bankietowa. Crème de la crème polskiej architektury i gastronomii, uwierzcie mi. 

Od wielu miesięcy moim faworytem był zajazd Bąk położony tuż na skraju sękocińskiego lasu. Już nazwa mówi sama za siebie, a przecież któż by nie chciał spędzać najpiękniejszego wieczoru i nocy swego życia 15 metrów od trasy E77, gdzieś w 1/5 drogi między Warszawą, a Radomiem. Ostatnio zaintrygował mnie jednak szyld domu weselnego Orient i w poszukiwaniu egzotycznych wrażeń zawędrowałam na stronę internetową tego przybytku rozkoszy. Po zapoznaniu się z ofertą i wstępnym porównaniu zdjęć muszę przyznać, że Bąk został właśnie zdetronizowany. 

Naprawdę fajnie się tak razem bawić! Razem nie wolno się nudzić. 
No to tak to mniej więcej wygląda, moja droga. A teraz Ty odpowiedz sobie na to pytanie, kimże do cholery jest Twój Facet? Oby tylko nie okazał się psychopatą, neonazistą albo księdzem prowadzącym podwójne życie. Nie musi być też księciem Williamem, gwiazdą rocka ani wykwalifikowanym masażystą. Chociaż mógłby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz