poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 6, w którym Klucha zostaje parapetową ogrodniczką

Warto zadać sobie pytanie - czy połowa stycznia to odpowiedni moment na zakładanie hodowli roślinek parapetowych?
Ależ doskonały! Choćby dlatego, że każdy, komu chociaż raz w życiu przyszło zmierzyć się z dziwnym i okrutnym bytem jakim jest sesja, przyzna, że w sytuacji skrajnego wyczerpania umysłu i desperacji wszystko, ale dosłownie w s z y s t k o, jest lepsze niż nauka. Niektórzy sprzątają mieszkanie, inni pieką ciasta, a jeszcze inni kupują kolorowe doniczki i dziesięciolitrowy worek ziemi ogrodowej. A potem piszą o tym na blogach. Można? No można.

A wszystko wzięło się stąd, że wraz z moim Sympatycznym z Nałogami wybraliśmy się do śmiesznego małego centrum handlowego, a konkretniej do śmiesznego dużego supermarketu, bo sesja sesją, ale jeść coś trzeba. Towarzyszyła nam myśl o szybkich niezobowiązujących zakupach spożywczych, najlepiej jeszcze tanich. To znaczy, taka myśl wchodziła z nami do sklepu. A ze sklepu wyszliśmy już z czymś zupełnie innym*.

- Popatrz, jakie piękne stoisko z nasionami! Może coś wyhodujemy?
Chwila namysłu. Nigdy w życiu nie wyhodowałam niczego lepszego niż pleśń na kotletach albo kiełki w odpływie w umywalce, serio. Może kiedyś w podstawówce brałam się za rzeżuchę, ale zgaduję, że ostatecznie i tak pomogła mi babcia. A jak przez chwilę w liceum miałam dwa kaktusy to jeden usechł, a drugi zgnił, to dopiero złośliwość losu.
Pozwalam sobie na wybuch dziecięcej radości:
- Tak, tak! Będę ogrodniczką! I zobacz, kolorowe doniczki! Wyhodujemy kwiatki, warzywa, przyprawy... Patrz, lubczyk! Bierzemy lubczyk, twoja mama mówiła, że jest dobry na miłość!
I tak biegamy dookoła tego pięknego stoiska z nasionami i wymyślamy, co jeszcze zasadzić.
I dobieramy kolorowe doniczki w różnych rozmiarach (tak naprawdę tylko w trzech kolorach, w tym białe) i jestem z siebie taka dumna, gdy odkrywam jak ładnie wygląda żółte z zielonym i zielone z żółtym. Dopełnieniem szczęścia jest wybór nawozu uniwersalnego... z dżdżownic kalifornijskich! Bardzo ma ładną zgrabną buteleczkę, ale mniejsza o to. Mamy nawóz z dżdżownic, how cool is that!

Namiastka wiosny na parapecie. Czekam. Ogromnie.
Lubczyk jednak został w sklepie, za to w wyniku demokratycznych obrad wybór padł na: bazylię, oregano z lebiodką, tymianek, papryczki, słonecznik i... palmę królewską. Przyznaję się, że oczekiwanie na wyrośnięcie czegokolwiek wywołuje u mnie nie lada emocje, ale jednak najbardziej ciekawi mnie ta palma... Jak Sympatycznemu z Nałogami uda się wyhodować palmę, w bloku, na półce nad grzejnikiem (bo to nawet nie parapet), to chyba już nic mnie nie zdziwi.

Pozostaje tylko pytanie... kto mi, do cholery, będzie przypominał o podlewaniu?

* i bez jedzenia; skończyło się na chińczyku za dychę

2 komentarze:

  1. Trzeba ustawić przypominajkę na telefonie :D tak co do podlewania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba nie mam innego wyjścia, jeśli ma mi coś wyrosnąć do wiosny!

      Usuń