środa, 25 marca 2015

Rozdział 19, w którym ujawniam swoją sowią naturę i zdradzam jak przeżyć poranek

Pomysł na tę notkę rozkwitł w mojej głowie już bardzo dawno temu. Wychodziłam jednak z założenia, iż taka notka powinna zostać stworzona rano. Ale litości, kto rano nadaje się do takich rzeczy jak pisanie notek na blogu... Na pewno nie leniwa klucha, która w wolnych chwilach bywa także sówką

- Czemu sówką? - zapytacie. 

Powodów ku temu jest wiele, a przynajmniej dwa. Najprostsze wytłumaczenie jest takie, że skoro ludzie, zależnie od prowadzonego, tudzież preferowanego, stylu życia,  dzielą się na ranne ptaszki oraz sowy to mi zdecydowanie bliżej do tych drugich. Nocny tryb życia jest spoko; robienie czegokolwiek w nocy jest fajne. Zdecydowanie najlepiej i najszybciej pracuje mi się późnym wieczorem oraz w nocy - może to kwestia nieznośnej tendencji do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, a może po prostu sześć godzin snu od 24 do 6 rano to nie takie samo sześć godzin jak od 6 rano do 12 (ze wskazaniem na tę drugą opcję). Tak czy siak, w nocy nikt nie przeszkadza, nikt się nie kręci, nikt nie dzwoni i mało kto udziela się na portalach społecznościowych. Cisza, spokój, trochę muzyki, za to zdecydowanie mniej wszelkiego rodzaju rozpraszaczy. A przecież dobrze wiecie, że rozproszyć można się wszystkim. 
Inny powód jest taki, że przez ostatnie 7 lat mojego życia, a przynajmniej do momentu, w którym nie pokochałam szkieł kontaktowych, jakoś tak wychodziło, że zawsze wybierałam bardzo sówkowe oprawki. O, na przykład takie: 

Może jednak moją aparycję zostawmy w spokoju. Fakt jest taki, że poranki są dla mnie wyjątkowo ciężkie, więc i napisanie notki rano graniczyło z cudem. Ale gdy dzisiaj, jakiś piąty czy szósty dzień z rzędu, obudziło mnie słońce, a nie budzik, postanowiłam, że to jest ten dzień. I proszę bardzo, oto piszę. (tak, wiem. już prawie południe, ale to wciąż jakby rano, tak długo jak siedzę w piżamie)


Uroczyście przedstawiam Państwu szczęśliwą siódemkę,
 bez której (już) nie wyobrażam sobie udanego poranka: 

Puchate białe kapcie
Niestety wyprane z lenistwa w pralce i aktualnie mają formę pogniecionych i wydrążonych bakłażanów. Ale przynajmniej wciąż są białe, puchate i bardzo przyjemnie wkłada się w nie stópki, zwłaszcza jeśli są to wiecznie marznące stópki. 

Jeszcze bardziej puchaty biały szlafrok 
Tu podziękowania należą się Sympatycznemu z Nałogami, który nie wiedzieć czemu jeszcze słucha co do niego mówię i do tego czyta pomiędzy wierszami - wyjątkowa umiejętność jak na inżyniera! Tak więc za przykładem mojej ulubionej blogowej bohaterki (o, z tego bloga) ja również zamieniam się o poranku w cieplutką puchatą kulkę, tudzież bezę. 

Kubek-sówka z ciepłą słodką kawą
O, no tak, znowu sówka. Naprawdę nie spodziewałam się, że mam aż tak spójną osobowość. I owszem, słodzę i mleczę kawę bez opamiętania, wybaczcie mi wszyscy z teamu #małaczarnagorzka

To zdjęcie pochodzi ze złych i mrocznych czasów sesji zimowej.
Sówka była wyraźnie zażenowana nadmiarem nauki. 
A do kawy - Internety
Wstyd się przyznać, ale często odpalam Internet jeszcze zanim na dobre uda mi się otworzyć oczy. Czy przez noc na pewno nie umknęły mi żadne wydarzenia o wadze państwowej czy wręcz o globalnym znaczeniu? Na pewno odpowiedź znajdę dokonując porannego przeglądu najnowszych wiadomości na fejsie. 

Radio
Trójka wymiennie z Rock Radiem, bo mam bardzo kapryśny radioodbiornik i wiele zależy od tego, co ma ochotę dzisiaj złapać. Bardzo lubię spędzać poranki z panem Mannem, bo on też nie za bardzo za nimi przepada, a jednak z miłości do radia daje radę. Już kiedyś to mówiłam, ale powtórzę: chciałabym kiedyś kochać coś tak mocno jak pan Mann radio. Ale chwileczkę... Chyba już mam! 

Sympatyczny z Nałogami
Znowu się powtórzę, ale miłość jest wtedy, kiedy w wolny dzień wstajesz dla drugiej osoby przed szóstą i nawet nie tak bardzo Ci to przeszkadza. We wstawaniu rano pomaga też drobna transformacja w hubę, czy też inną narośl na tejże osobie. Podobno z braku ukochanej osoby może być też kot albo inne przyjazne zwierzątko, ale ja do zwierząt podchodzę (delikatnie mówiąc) z dystansem i żadnego nie posiadam, więc sami musicie sprawdzić. 

Słońce
Dobra wiadomość jest taka, że słońce jest całkiem za darmo i zapewnia stuprocentową skuteczność polepszenia Twojego poranka. Niestety jest też zła wiadomość - dopóki klimat do reszty nam się nie ociepli to wciąż jesteśmy skazani na pewne limity słońca i ciepła. Więc tak długo jak jest i budzi mnie czule zamierzam bardzo się z tego cieszyć.

Chyba czas skończyć tę wyliczankę, bo powoli zbliża się południe i nie wiem jak Wy, ale mi wypadałoby wreszcie wyskoczyć ze szlafroka i wyjść z domu. Zwłaszcza, że podobno pogoda ma nas dzisiaj trochę porozpieszczać.  

2 komentarze:

  1. To jest zdecydowanie mój ulubiony blog ostatnio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo miło mi to słyszeć! serducho rośnie ;)

    OdpowiedzUsuń